Dwudziesty drugi maja to dla Jemeńczyków data szczególna. Tego dnia 1990 roku Jemen, po opuszczeniu państwa przez Brytyjczyków w latach 60. podzielony na część północną i południową, stał się jednym państwem. Pokój trwał krótko, bo już w 1994 roku wybuchła wojna domowa. O latach 2002–2010 Jemeńczycy mówią, że to czas sześciu wojen, a rok 2011 to czas rewolucyjnych przewrotów na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej – Arabska Wiosna. W międzyczasie różne grupy polityczne i religijne knują ze sobą, tworzą koalicje po to tylko, by szybko stać się wrogami. Do konfliktu włącza się Arabia Saudyjska, twierdząc, że Iran próbuje z Jemenu stworzyć państwo-satelitę dla własnych interesów. Saudyjczycy blokują drogi dojazdowe i porty w Jemenie. Dotarcie pomocy humanitarnej jest utrudnione. W 2017 roku Ali Abdullah Saleh, pierwszy prezydent zjednoczonego Jemenu, zostaje zastrzelony.
O wszystkich tych wydarzeniach opowiadają mi Amir i Albaraa – dwaj młodzi Jemeńczycy od kilku lat mieszkający w Poznaniu. Próbuję sobie te fakty poukładać. Jakby tego było mało, dowiaduję się, że Włochy sprzedają broń Arabii Saudyjskiej, choć w Italii prawo zakazuje handlu bronią z państwami uwikłanymi w konflikty zbrojne.
Jemen jest bogaty w ropę naftową, gaz, diamenty, ma świetne położenie geograficzne – dostęp do dwóch mórz (od południa do Morza Arabskiego i Zatoki Adeńskiej, a od zachodu do Morza Czerwonego), czyli potencjał dla rozwoju rybołówstwa. Państwo leży na ważnym szlaku handlowym między Kanałem Sueskim a Oceanem Indyjskim, potencjalnie może też mieć wpływ na cenę ropy naftowej i gazu oraz handel morski. Wojna powoduje, że obywatele Jemenu nie mogą czerpać korzyści z zasobów naturalnych.
Amir i Albaraa mówią, że w Jemenie trwa walka o władzę, a nie wojna religijna (religia wykorzystywana jest jako przykrywka do ataków zbrojnych lub ideologia). Obaj tęsknią za sprawnie funkcjonującym państwem. Słuchając ich, mimochodem zaczynam rozumieć Jemeńczyków – dostrzegam różnicę między moim krajem a Jemenem, w którym nie funkcjonują publiczne instytucje: szkoły, uniwersytety, szpitale, policja, miejska administracja.
Amir opowiada mi, że w tej chwili (maj 2018) prawie 70% kraju jest pod kontrolą rządu. „Ale jaka to kontrola?” – pyta. Na ulicach stoją wozy opancerzone, jest policja, ale nie interweniuje. „Jest jak w dżungli”. Drobna sprzeczka między sąsiadami może z łatwością przerodzić się w bójkę, a następnie w strzelaninę. Większość ludzi nosi przy sobie broń, nikt tego zbytnio nie ukrywa. Jemeńczycy są bardzo rodzinni. W sprzeczkę sąsiedzką angażują się całe rodziny. „Strach chodzić po ulicach. Ten, kto jest silniejszy, rządzi”.
Podstawowe usługi publiczne są dostarczane nie bez trudności. Prąd jest dostępny przez dwie godziny na dobę. Bardzo dużo ludzi montuje na dachach domów baterie słoneczne, by mieć go nieco dłużej. Brakuje wody – w miastach nie działają oczyszczalnie, kanalizacja jest niesprawna, ludzie próbują więc sobie radzić sami. Obok baterii słonecznych na dachach znajdują się zbiorniki z wodą. Gdy woda płynie z kranu, wypełniane są one po brzegi. Ludzie korzystają z nich w razie braku dostawy wody – przez tydzień, czasami dwa. Ponieważ usługi publiczne nie działają sprawnie, pojawiło się wielu handlarzy prywatnych, można zamówić cysternę z wodą, za którą trzeba zapłacić. Podstawowe środki do życia są dostępne dla bogatych.
Z danych ONZ wynika, że Jemen jest najbiedniejszym krajem na Półwyspie Arabskim – 60% ludzi żyje poniżej poziomu ubóstwa, utrzymując się z oszczędności, jeśli je mają, albo z pieniędzy przesyłanych z zagranicy przez krewnych. Sporo osób wyemigrowało zarobkowo do bogatych państw regionu (Kuwejt, Katar). Więzi rodzinne, ale też religia, pomagają Jemeńczykom przetrwać. Pomaganie bliźniemu jest przykazem religijnym. Wielu ludzi przeniosło się z miasta na wieś, gdzie mogą uprawiać ogródek, paść kozy i żyć z uprawy ziemi.
Według danych ONZ 8,6 miliona z ponad 27 milionów Jemeńczykw potrzebuje dostępu do wody, 16,4 miliona – pomocy medycznej, milion dzieci nie ma domu, około 4 milionów dzieci nie ma dostępu do edukacji. Amir wspomina, że gdy chodził do szkoły w Jemenie, klasa liczyła sześćdziesięciu uczniów. „Jak można przyswajać informacje w takich warunkach?” – pyta.
Albaraa zgadza się, że jednym z najważniejszych problemów kraju jest to, że duży procent ludności jest analfabetami. Brakuje kadry nauczycielskiej, dzieci nie mają jak dojechać do szkół (infrastruktura drogowa jest zbombardowana, brakuje publicznego transportu), szkoły są zdewastowane, często też zamieniane są na schronienia dla bezdomnych ludzi, których domy zostały zniszczone. Dzieci chodzą do szkoły przez miesiąc, po czym przez dwa miesiące nie ma zajęć. Według Amira państwo polskie dba o to, aby dzieci docierały do szkoły, w Jemenie nikt tego nie kontroluje. Brak edukacji prowadzi do tego, że nie ma specjalistów: architektów, urbanistów, lekarzy, nauczycieli.
Mimo że jest to kraj bogaty w ropę naftową, nie ma odpowiedniego sprzętu, który pozwoliłby przerabiać ją na paliwo. Ludzie czekają w kolejce trzy-cztery dni na pięćdziesięciokilogramową butlę z gazem. Zdarza się, że ciężarówki z gazem są napadane przez uzbrojone grupy, wówczas miasta są pozbawione dostępu do tego surowca. Ostatniej zimy mieszkańcy miast ścinali drzewa i krzewy na placach i w parkach, by móc napalić w domach.
Internet jest bardzo słaby i drogi. Jemeńczycy do porozumiewania się korzystają z aplikacji Messenger Lite, która zużywa mniej danych i buforuje wiadomości, jeśli nie ma dostępu do internetu. Działa również telewizja, choć siedziby jemeńskich rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych znajdują się głównie w innych państwach: Egipcie, Libanie, Arabii Saudyjskiej.
Osoby zatrudnione w instytucjach publicznych od wielu miesięcy nie otrzymują wynagrodzenia. Strajk pracowników usług komunalnych spowodował, że na ulicach miast zalegały tony śmieci. Śmierdziały, tarasowały drogi, stały się przyczyną rozprzestrzeniania się bakterii i wirusów.
Państwa na Bliskim Wschodzie korzystają z dużej ilości antybiotyków. Przepisywane są one niemal na wszystkie choroby (78% Jemeńczyków zażywało antybiotyki bez recepty). Po pierwsze, Syria była największym producentem antybiotyków w regionie – dziś ich brakuje. Po drugie, wirusy uodporniły się na dotychczasowe antybiotyki, dlatego w Jemenie zaczęto wykrywać na masową skalę zachorowania na cholerę i malarię. Mówi się o epidemii.
Sytuacja polityczna to jedno, sytuacja humanitarna – to drugie. Nie da się jednak oddzielić ich od siebie. Powszechnie zakładamy, że problemy biednych są tymczasowe. Pomoc humanitarna jest doraźna: zdarzenia, jak wojna w Kosowie, pandemia AIDS w krajach afrykańskich albo tsunami na Oceania Indyjskim w 2004 roku definiujemy w kategoriach „sytuacji kryzysowej”, „nagłego wypadku”, „incydentu”, „sytuacji alarmowej”. Bezinteresowna pomoc zwykle jest tymczasowa, natychmiastowa i nie wiąże lub bardzo luźno wiąże się ona z długotrwałymi działaniami politycznymi. Tymczasem w 2014 roku 90% krajów ubiegających się o pomoc humanitarną starało się o nią przez trzy lub więcej lat; 60% z nich czyniło to dłużej niż osiem lat. Organizacje humanitarne realizują projekty, które są krótkoterminowe. Przykładowo średnia długość grantu z International Rescue Committee, która kieruje około 700 projektami w jednym czasie, trwa dwanaście miesięcy. Darczyńcy są zafiksowani na krótkoterminowym planowaniu (które obiecuje szybki sukces), co powoduje, że działania długoterminowe są niedofinansowane.
Jemen potrzebuje pomocy długotrwałej – odbudowy państwa, stworzenia efektywnie działających instytucji publicznych, szkół, szpitali, a także nauki pisania i czytania, kadry sektora publicznego i specjalistów. Potrzebuje też kultury demokracji – demokracji rozumianej bardzo prosto: jako sprawnie działające instytucje publiczne, które pozostają ze sobą w ścisłym związku (szpital nie może funkcjonować bez szkoły, bo to tam uczą się przyszli lekarze) i które funkcjonują zgodnie z prawami lokalnymi i prawami człowieka. Po 33 latach dyktatury w Jemenie jasno widać, że państwo musi być mieć określoną kulturę, aby mieli z niego pożytek obywatele. Albaraa mówi zresztą, że ludzie muszą zobaczyć w swoim współobywatelu człowieka, a gdy to zrobią, zauważą, że ciągła walka i wojna nie mają sensu – że jesteśmy tu po to, aby sobie wzajemnie pomagać.
Staramy się pomóc Jemeńczykom w powrocie do normalności, organizując polsko-jemeńską wyprzedaż garażówkową. Środki, które uda nam się zgromadzić, przeznaczone zostaną na pomoc medyczną.
Pomagamy z różnych względów. Gdy Amir pokazał mi zdjęcia Jemenu, oniemiałem. Sądziłem, że zobaczę piaszczyste krajobrazy. Na zdjęciach są jednak zielone zbocza, drzewa. Przypominają Toskanię. Patrząc na te zdjęcia, zdałem sobie sprawę, że chcę tam pojechać, jako turysta, bo dlaczego nie? Usiąść na zboczu tych gór, pić kawę. A Jemeńczyk, który mi tę kawę poda, będzie zadowolony z wizyty klienta. Zwykła normalność.
Amir i Albaraa mówią, że jeśli chcesz zrozumieć sytuację polityczną Jemenu, musisz przeczytać książkę o historii najnowszej tego kraju, a najlepiej kilka. Zrozumienie niuansów politycznych może być trudne, ale każdemu z nas z łatwością powinno przyjść zrozumienie humanitarne: ludzie w Jemenie cierpią, głodują. Po to wybieramy reprezentantów naszych państw, aby zrozumieli międzynarodową sytuację polityczną i spróbowali na nią wpłynąć. Po to jest państwo z demokratyczną kulturą polityczną. Aby zapewniało nam zwykłą normalność, co dziś oznacza długotrwałą współpracę z rządami, ale co równie ważne – z obywatelami.
[...]
Całość artykułu dostępna na stronie Czasu Kultury